Łączna liczba wyświetleń :)

2173

niedziela, 10 lutego 2013

I. This's just the beginning of a long journey..'

Nerwowo spoglądałam na zegarek. Taksówka powinna być pod moim domem już dobre piętnaście minut temu. Raz po raz rozglądałam się dookoła z nadzieją, że zaraz wyjedzie zza rogu. Jedyne co objęłam w zasięgu wzroku był mój sąsiad, szukający po kieszeniach kluczyków do samochodu. Najwyraźniej nie tylko ja mam dzisiaj problemy związane z transportem. Ha, już jedna rzecz nas łączy. Zaczęłam przyglądać mu się uważnie. Dziwne jest to, że mieszkam w tej prestiżowej dzielnicy ponad 3 miesiące, a znam jedynie tylko imię i nazwisko osoby mieszkającej tuż obok. W sumie, to chyba jest jedyna osoba, którą znam. Znam - z widzenia. Harry Styles. Bożyszcze nastolatek. Utalentowany, przystojny i bogaty. Gentleman o opinii łamacza serc. Czego chcieć więcej?
- Na co tak czekasz od piętnastu minut? Na księcia na białym rumaku? Takie rzeczy nie dzieją się w Londynie, kochanie. - wyrwał mnie z rozmyśleń męski głos z odrobiną chrypki. 
- Wiesz, akurat wystarczałby mi przystojny, dwudziestoletni taksówkarz. - odpowiedziałam, uśmiechając się sarkastycznie.
- Jeśli chcesz, mogę Cię podrzucić - zaproponował. - Zaraz jak tylko znajdę moje kluczyki.. - dodał, klepiąc kieszenie swoich spodni.
Postanowiłam skorzystać z okazji. Może to dobry moment na zapoznanie się z kimś. Zbliżyłam się do popielatego Audi.
- Sprawdź w kieszonce od koszuli. - westchnęłam.
Chłopak sprawdził kieszonkę i znalazł swoją zgubę. 
- Emm.. Dzięki. - odpowiedział zawstydzony. 
Już po chwili mknęliśmy przez dzielnice stolicy. Londyńczycy nie żyli w pośpiechu. Na wszystko mieli czas, co z resztą dało się z łatwością dostrzec. Dumnie spacerowali po parkach, czy też zblazowanie popijali kawę w restauracjach. Większość ich życia to rutyna. Ja jestem młoda, nie dam się wpędzić w tą monotonną egzystencję Brytanii.
Wewnątrz samochodu panowała raczej chłodnawa atmosfera. Od kiedy ruszyliśmy z podjazdu żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Jechaliśmy wsłuchując się w radio. Prezenter radiowy właśnie zapowiadał moja ulubioną piosenkę. Sięgnęłam ręką małego pokrętła,  po czym w samochodzie rozbrzmiała piosenka Olly'ego Murs'a. 
Obróciłam głowę w stronę okna i zaczęłam po cichu podśpiewywać słowa piosenki. Czułam na sobie wzrok Harry'ego. Jestem prawie pewna, że uśmiecha się teraz głupio albo myśli, gdzie wysadzić tą wariatkę, którą jestem ja. Zanotowałam, że piosenka leci teraz znacznie głośniej. Spojrzałam na kierowcę, a on tylko uniósł kąciki ust i zaczął śpiewać refren.W mgnieniu oka zaczęliśmy oboje wydzierać się. Nie dość, że śpiewaliśmy, to na dodatek zaczęliśmy ruszać się w rytm piosenki. To chyba najlepszy sposób na rozluźnienie w niezręcznej sytuacji. Gdy utwór się skończył, uśmiech nie schodził nam z twarzy.
- Czy moja droga sąsiadka w ogóle ma pojęcie jak się nazywam? - zapytał, penetrując mnie wzrokiem.
- O kurczę.. Harry, możesz mi przypomnieć jak masz na imię? - powiedziałam, wybuchając śmiechem.
- Czyli nie muszę się przedstawiać. - odpowiedział zadowolony. - Opowiedz mi coś o sobie pokrótce. 
Westchnęłam donośnie.
- Nie ma wiele co mówić. Jestem Twoją sąsiadka od trzech miesięcy, rodowita ze mnie Polka, ale mam korzenie angielskie. Jednym z powodów, dlaczego przeprowadziłam się do Londynu jest nauka. Studiuję filologię angielską, ale tak poza tym, od dzieciństwa byłam zafascynowana Anglią. Nie mam tu jeszcze przyjaciół i jestem szczęśliwą singielką, jeśli w ogóle ktokolwiek może być szczęśliwy mieszkając samemu w wielkim domu. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Dodam jeszcze, że mam 19 lat. To chyba na tyle.
- Zapomniałaś o czymś.
- O czym? - spytałam zdezorientowana. 
- Nie masz imienia? - uniósł brew do góry. Walnęłam go łagodnie pięścią w ramię.
- Oczywiście, że mam. Myślałam, że wiesz jakich klientów wciągasz do samochodu. Mam na imię Audrey.
- A więc Audrey.. - zamyślił się na chwilę. - Nie będę Cię nazywał po imieniu, to brzmi tak sztywno, jakbyśmy się dopiero poznali. Dam Ci ksywkę.. Ary (czyt. Ari). Przystajesz na tą propozycję?
- W sumie nigdy nie miałam ksywki, ale spoko. Ta mi odpowiada. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To gdzie mam Cię podwieźć, Ary?
- Do jakiegoś spożywczego. - powiedziałam pospiesznie. 
- Czego Ci zabrakło w domu?
- Cukru. Nie upiekę nic BEZ CUKRU.
Harry zaśmiał się dźwięcznie.
- A co z sąsiedzką znajomością? Mogłaś zapukać do moich drzwi, poprosić o cukier, a w podzięce podzielić się swoim wypiekiem. - uśmiechnął się zadziornie.
- Nie pomyślałam o tym. - odpowiedziałam zawstydzona.
- Darujmy sobie ten cukier. - powiedział stanowczo. - Zmiana planów i nawet nie próbuj protestować. Harry Styles nie lubi, gdy mu się odmawia.
- A co na to powie ten zwykły Harry? - zapytałam, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Zwykły Harry zapyta Cię uprzejmie, czy masz ochotę na minigolfa.
- Cóż... Skoro zwykłemu Harry'emu tak zależy...
- Więc? - spojrzał na mnie z iskierką nadziei w oczach.
- Więc obieraj kurs na pole golfowe. Ale ostrzegam, jestem w tym fatalna. Nawet jeśli jest to poziom dla dziesięciolatka. 
Chłopak roześmiał się ponownie.
- Spokojnie, polubisz Twojego nauczyciela.
***
- Zgadzam się z Tobą. - wypalił w pewnym momencie.
Znieruchomiałam i spojrzałam na niego wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Czy jest jeszcze gorsze określenie niż bycie fatalnym w tak prostej grze?
- Nigdy nie krytykuj kobiety z kijem golfowym w ręku... - mruknęłam.
- Cud, że chociaż wiesz co trzymasz. - powiedział rozbawiony.
Zrezygnowana usiadłam na murawie. Harry przykucnął tuż przede mną.
- Heej.. - złapał mnie za podbródek i delikatnie uniósł do góry, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. - To, że przegrywasz  z mistrzem, nie powinno zmuszać Cię do skreślenia Twojej kariery golfowej.
- Jakiej kariery? - prychnęłam.
- Oj, wstawaj! - chwycił mnie za łokcie i postawił na równe nogi. Wcisnął w dłonie kij, a następnie stanął tuż za mną i objął rękoma.- Widzisz ten dołek? - wskazał palcem. - To zły dołek. Ten dołek z Ciebie drwi. To... to czarna dziura. Tylko ta piłeczka zdoła go zatkać i uratować świat. Musisz trafić... bo zginiemy.
Zachichotałam. Chłopak pomógł mi się zamachnąć, następnie wycelował w piłeczkę i z dokładnością w nią uderzył. Prosto w sam dołek.
- Ładnie! - powiedział Harry i klasnął dłońmi.
Delikatnie uwolniłam się z uścisku.
- Udało mi się... - nie dowierzałam. Obróciłam się i stanęłam na wprost chłopaka z loczkami.
- Wooooooohoooooooooo!! - krzyknęłam z radości i rzuciłam się mu w ramiona. Taka błahostka, a o dziwo cieszy. Harry'emu to nie przeszkadzało, wręcz poczuł dumę.
- Dobra, dobra. - uśmiechnął się szeroko.- Na dziś chyba wystarczy tego golfa.
- Zdecydowanie. - powiedziałam roześmiana. 
- Jedźmy po ten cukier. Należy mi się jakaś nagroda. - powiedział, a na jego twarzy zawitał łobuziarski  grymas.
***
Kasjerki na dobre zapamiętają wieczór, kiedy to Harry i ja zdemolowaliśmy sklep. Może "zdemolować" to zbyt mocne określenie.. W każdym bądź razie świetnie sie bawiliśmy. Wrzucaliśmy do koszyka co popadnie. Śmialiśmy się wniebogłosy. Siedziałam w wózku na zakupy, a Styles woził mnie po całym sklepie, wpadając niekiedy w jakiś regał. 

- Zbliżamy się do alkoholi, sięgnij po jakieś wino! - krzyknął.
Tak jak zalecił, tak zrobiłam. Zaparkowaliśmy nasz wózek pod kasą, zapłaciliśmy za zakupy i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
***
- Twoje zdrowie, belfrze. - powiedziałam i uniosłam kieliszek w górę.
- Zdrówko! - chłopak upił kilka łyków wina. - No nie powiem, ten dzień można zaliczyć do udanych. - oczarował mnie jednym z jego najsłodszych uśmiechów.
Czułam jak się rumienię, więc skierowałam głowę w przeciwną stronę, by nie zauważył.
- Zgadzam się z Tobą. Jak tu się przeprowadzałam, myślałam, że za sąsiada będę miała jakiegoś starego oprycha przy kasie, który mieszka ze swoim kotem o imieniu Okruszek. Ale powiem Ci, że teraz się cieszę, że tak nie jest. To miłe zaskoczenie... Chyba, że masz takiego Okruszka w domu... Bo nie masz, prawda? - uniosłem brew.
- Wieeeeeeeeeeeeeesz... - przedłużył Harry i uciekł gdzieś wzrokiem.
- Nie ściemniaj!
- Omińmy ten fragment rozmowy. W każdym bądź razie, cieszę się, że mam taką fajną sąsiadkę. W końcu SĄSIADKĘ. Na dodatek w moim wieku.. Lubię to! - powiedział zadowolony.
- Nie raduj się tak, Styles. Ja tu przyjechałam się uczyć, nie imprezować.
- Skoro mowa o imprezie... Może w ten sposób uwieńczymy dzisiejszy dzień? - zapytał.
Zamyśliłam się na krótką chwilę. W sumie to nie taki głupi pomysł. W końcu jest piątek. Kluby są pewnie pełne po brzegi, ale warto spróbować.
- Jestem na tak. Ale daj mi jakąś godzinkę, muszę się zrobić na bóstwo, żeby wyrwać paru studentów.
- Nie musisz, już wyglądasz cudownie. - powiedział, uśmiechając się zniewalająco.
- Ooooooo.. Daruj sobie te mało oryginalne gadki, chłopcze. - odpowiedziałam złośliwie i delikatnie go spoliczkowałam.
***
Impreza była przednia. Wszędzie lał się strumieniami alkohol. Ludzie chwiali się na prawo i na lewo. Dyskotekowa muzyka dudniła w uszach. Powoli traciłam świadomość. Nie wiedziałam, która jest godzina. Nie wiedziałam, jak daleko od domu byłam. Pewna mogłam być tylko dwóch rzeczy.. Wypiłam alkoholu ponad moje możliwości, ale jest ze mną Harry. TAŃCZY ze mną. Co jakiś czas doczepiali się do mnie jacyś kolesie, ale on szybko ich zbywał. Nie miałam już mocy na taniec, więc usiedliśmy przy barze, zamawiając kolejki bez opamiętania. Humor dopisywał nam obojgu. W pewnym momencie ułożyłam głowę na blacie i prawdopodobnie zasnęłam... Nie wiem, nie pamiętam. Ocknęłam się tuż przed drzwiami mojego domu. Harry starał się mnie podtrzymać. Otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka.
- W porządku, dam sobie radę. - wymamrotałam.
- Oh, myślałem, że jesteś ledwie przytomna, więc chciałem pomóc..
- Wyluuuzuj, Styles. - poklepałam go po ramieniu, lekko się chwiejąc.
- Jesteś pewna?
- Taaaak, maamooo.- odpowiedziałam ironicznie. 
- Dobrze, emm.. W takim razie.. Dobranoc, Ary. - mówiąc to kierował się ku wyjściu.
- Poczekaj, Harry! - powiedziałam, a następnie zbliżyłam sie do niego i szybkim, delikatnym ruchem pocałowałam go w policzek. - Może fizycznie wyglądam, jakbym narąbała się w trzy dupy.. - zaśmiałam się cicho. - Ale psychicznie ze mną wszystko okej. Dziękuję Ci za dzisiaj... A teraz, dobranoc. - szepnęłam i zamknęłam za nim drzwi. Zaraz po tym oparłam się o nie i powoli osuwałam sie na podłogę, jak pod wpływem jakiegoś czaru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz